Zioła i fitoterapia cieszą się coraz większym uznaniem wśród pacjentów, farmaceutów i lekarzy. A jednak dla wielu z nas zioła to co najwyżej kilka sprawdzonych przypraw – bazylia do zupy, oregano na pizzę, mięta do drinków. Medycyna konwencjonalna wyparła rośliny zielne z domowych apteczek i zepchnęła je do kuchennych szafek. Na szczęście ich właściwości lecznicze i prozdrowotne nie zostały zupełnie zapomniane. Ziołolecznictwo jest ostatnio w modzie, a ta moda ma solidne naukowe uzasadnienie.
Ziołolecznictwo, zielarstwo i fitoterapia – to ci mieszanka!
Wszyscy wiemy o tym, że rumianek łagodzi, a melisa uspokaja. Większość Polaków trzyma też w szafkach kilka „herbatek” ziołowych, głównie na dolegliwości trawienne. Poza tym jednak częściej stosujemy wyroby konwencjonalne – syropy i tabletki z aptek. Tak nam się przynajmniej wydaje. W rzeczywistości Zioła mogą stanowić bazę nawet 70% leków i medykamentów zakupionych przez nas w aptece, o których myślimy „sprawdzone”, „medyczne”, „pewne”, przeciwstawiając je niejako preparatom ziołowym. Wystarczy rzucić okiem na skład kilku zwykle stosowanych produktów – okaże się wtedy, że po zioła sięgamy częściej niż myślimy.
Jeśli jednak coś nam dolega, udajemy się do lekarza, z rzadka przychodzi nam do głowy, żeby ze swoich dolegliwości zwierzyć się zielarzowi lub… fitoterapeucie. Tymczasem dzięki temu z pewnością udałoby się nam ograniczyć wykorzystanie syntetycznych preparatów, które o wiele częściej niż zioła wykazują skutki uboczne. Być może w najbliższych latach bardziej Zaufamy preparatom ziołowym. Wszystko wskazuje bowiem na to, że w Polsce i w całej Europie fitoterapueci zyskają ważny głos.
Zioła, czyli co łączy medycynę naturalną i konwencjonalną?
Nie bez przyczyny obok pojęcia „ziołolecznictwo” stoi również hasło „fitoterapia”, która oznacza dokładnie to samo, a jednak nadaje ziołom jakby wyższą rangę i brzmi zdecydowanie bardziej nowocześnie.
W dawnych czasach, na długo przed przełomowymi odkryciami medycyny konwencjonalnej, radą w kłopotach zdrowotnych służył właśnie zielarz. Zielarzem (a raczej zielarką – do roli tej były predestynowane wyłącznie kobiety) był wówczas każdy, kto posiadał pewną wiedzę o ziołach, potrafił je uprawiać, przetwarzać oraz utrwalać ich właściwości, a następnie preparować tak, by mogły pomóc komuś w potrzebie.
Fitoterapeuta to nikt inny jak współczesny zielarz, tyle że wyposażony w większą liczbę narzędzi i lepiej ugruntowaną oraz szerszą wiedzę na temat ziół. Mający znajomość farmakologii czy fitochemii. Bardzo obszerną bazą informacji o działaniu produktów ziołowych dysponują dziś farmaceuci. Prawdopodobnie w najbliższej przyszłości obowiązkowo nabędą ją również lekarze. W ubiegłym roku WHO wydała oficjalne stanowisko w sprawie fitoterapii, uznając ją za ważną część postępowej medycyny. Wszak trudno odmówić skuteczności preparatom o wielowiekowej tradycji.
W tworzeniu leków i suplementów oraz w leczeniu różnych chorób, zioła zajmują naprawdę ważne miejsce, choć stoją w cieniu syntetyków, substancji pomocniczych i najskuteczniejszych mieszanek chemicznych. Być może to dlatego, że wiele ziół nie zostało jeszcze dostatecznie przebadanych, a część właściwości poszczególnych surowców zielnych pozostaje jedynie domniemana. Być może sytuacja ta zmieni się, gdy fitoterapia zostanie wprowadzona do szkół wyższych. Obecnie Ziołolecznictwo można studiować na kilku uczelniach w kraju, ale jedynie w ramach studiów podyplomowych. Poleca się je medykom, ale i przedsiębiorcom, którzy mają zamiar otworzyć swój własny sklep zielarski.
Współcześni polscy lekarze są natomiast podzieleni. Wielu uwzględnia właściwości ziół i uważa, że powinny być uzupełnieniem głównego leczenia. Inni odradzają pacjentom łączenie leków konwencjonalnych i preparatów ziołowych lub mają niewystarczającą wiedzę na ten temat. Oczywiście ostrożności nigdy za wiele. Każdy, kto stosuje zioła na własną rękę, powinien dokładnie zbadać ich właściwości, zapytać o nie zaprzyjaźnionego zielarza lub… samemu nim zostać.
Ziołolecznictwo nie jest w Polsce pozbawione oficjalnych struktur. Mamy u nas chociażby Polski Komitet Zielarski, Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielnych czy Sekcję Fitoterapii Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Choć fitoterapia nie jest u nas tak rozwinięta i ceniona jak chociażby w Niemczech czy w Japonii i Chinach, ma przed sobą całkiem ciekawe perspektywy.
Ziołolecznictwo wczoraj i dziś
Jak na razie jednak myślimy o ziołach w kategoriach medycyny naturalnej i alternatywnej. Niektórym preparowanie ziół wciąż kojarzy się z praktykami magicznymi, towarzystwem czarnego kota i zielarki, przypominającej czarownicę. Nic zresztą dziwnego. Przed wiekami roślinom, którymi leczono chorych przypisywano magiczne właściwości. W stosowaniu wielu z nich posługiwano się także zaklęciami i praktykami magicznymi, które miały przynieść natychmiastowy efekt. To właśnie rośliny miały dla naszych przodków Znaczenie symboliczne i kultowe – zaklinały rzeczywistość wsi. Miały chronić ludzi i dom przed złymi mocami, nieszczęściem, kataklizmem, grabieżą. Zwiastowały obfite lub skąpe plony, obiecywały nadejście miłości czy też dobrostan. Zbieranie i uprawa ziół była obwarowana licznymi zasadami, którymi należało się kierować, by nie zostać posądzonym o czary.
Oprócz tego rośliny zielne wykorzystywano racjonalnie. Zgodnie z ówczesną wiedzą stosowano je na różne choroby i dolegliwości oraz urazy. W XIX-wiecznym polskim ogródku uprawiano takie zioła jak mięta, pokrzywa, bylica, rumianek, macierzanka, łopian, dziurawiec, nagietek, szałwia. Zbierano również rośliny zielne rosnące dziko. Według dawnych przekonań, największą moc miały te zebrane na miedzach, przy skrzyżowaniach i kapliczkach.
Bonifratrzy – mistrzowie sztuki ziołolecznictwa
Ziołolecznictwo w znacznej mierze rozwinęło się dzięki Działalności klasztorów. Przyklasztorne ogrody stanowiły swoiste rajskie przedsionki, bardzo często podzielone na część ozdobną i część zielarską. Zioła uprawiano w nich pieczołowicie, by móc realizować misję wspomagania chorych. W ziołolecznictwie wyspecjalizowali się przede wszystkim klasztory benedyktynów. Zakonnicy uprawiali wiele rodzajów ziół, zbierali je i preparowali w murach klasztornych, w których powstawały później apteki. To oni przekazywali wiedzę zielarską dalej, spisywali zioła i sposoby ich przyrządzania.
Za przykład weźmy św. Hildegardę z Bingen, średniowieczną benedyktynkę, której pisma do dziś traktuje się jako kanon ówczesnej praktyki zielarskiej. W XVI wieku zaś na arenę weszli bonifratrzy, którzy jako zakon szpitalny wnieśli olbrzymi wkład w ziołolecznictwo. W wielu miejscach na świecie, również w licznych polskich miastach, funkcjonują klasztorne apteki i poradnie ziołolecznictwa.