Smocza krew, po hiszpańsku sangre de drago, to ciemnoczerwona żywica z drzew amazońskich, tradycyjnie używana przez rdzennych Indian jako lek odkażający i gojący rany. Dziś i my mamy dostęp do smoczej krwi, jet to bowiem surowiec niezwykle ceniony w kosmetyce. Czy jego właściwości są tak magiczne, jak brzmi sama nazwa?
Smocza krew – pochodzenie i pozyskiwanie szkarłatnej żywicy
Sangre de drago, szkarłatna żywica, to substancja tradycyjnie pozyskiwana z amazońskich drzew Croton lechleri, porastających rejony Ekwadoru, Peru i Kolumbii. Jej źródłem są także pnącza z rodziny palm Calamus draco, zwane także czarciakami smoczymi. Calamus draco rosną na wyspach archipelagu Malajskiego, na Borneo i Sumatrze.
Żywica smocza krew pochodzi z ich owoców. Z kolei na Maderze i na Wyspach Kanaryjskich spotkamy gatunek o nazwie dracena smocza, znana także jako drzewo smocze lub smokowiec – z niej również pochodzi ciemnoczerwona żywica, w tym przypadku pozyskiwana z naciętej kory i liści. Ostatnim gatunkiem, zawierającym w sobie smoczą krew jest Dracaena cinnabari, drzewo endemiczne występujące na archipelagu Sokotra.
Choć smocza krew mogłaby być cudownym eliksirem z baśniowej krainy, zamieszkiwanej przez smoki i inne magiczne stworzenia, jest niczym innym jak miękką żywicą, wypływającą z drzew poszczególnych gatunków po uszkodzeniu kory czy liści. Jako remedium na typowe skaleczenia i rany jest znana od wieków i pozyskiwana przez rdzenną ludność Ameryki Południowej. Przydaje się w trakcie eskapady po dżungli, gdzie możliwości zranienia się jest wiele.
To prosty i skuteczny opatrunek, który szybko odkaża ranę – wystarczy odrobinę żywicy nanieść na skaleczenie czy otarcie, a ta pokryje skórę cienką warstwą ochronną i gojącą. W medycynie ludowej smoczej krwi używa się również wewnętrznie, przy zatruciach pokarmowych, biegunkach, infekcjach wirusowych czy zaburzeniach pracy żołądka i jelit. Stosuje się ją także na zapalenie dziąseł i w gorączce.
My jednak znamy przede wszystkim zewnętrzne wykorzystanie tej cennej substancji, którą przemysł kosmetyczny proponuje nam w postaci czystej żywicy lub jako składnik gotowych kosmetyków.
Smocza krew w przemyśle kosmetycznym
Smoczą krew wykorzystujemy przede wszystkim zewnętrznie – na tej płaszczyźnie jej skuteczność jest potwierdzona. Żywica ta ma bardzo szerokie zastosowanie, nie tylko gojące i ochronne.
Możemy ją nabyć w niewielkich buteleczkach i dodawać samodzielnie do kosmetyków. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że smocza krew to także skuteczny i silny barwnik, który może zabrudzić ubranie i akcesoria łazienkowe. Buteleczka smoczej krwi o pojemności 50 ml kosztuje około 60 zł. Wydaje się to opłacalną inwestycją, biorąc pod uwagę, że jej stężenie w kosmetyku nie powinno przekraczać 5%. Jeśli tylko będziemy używać jej oszczędnie, powinna starczyć na dłuższy czas.
Na rynku znajdziemy również gotowe kosmetyki z dodatkiem szkarłatnej żywicy, niestety niekiedy zawartość substancji jest w nich znikoma, dlatego warto czytać składy i przede wszystkim korzystać z czystej smoczej krwi. Oryginalna żywica po podgrzaniu staje się czarna i wydziela przyjemny, owocowy zapach.
Kiedy sięgnąć po smoczą krew?
Smocza krew zawiera alkaloid taspinę, który łagodzi zmiany skórne i przyspiesza gojenie naskórka po skaleczeniach, otarciach czy poparzeniach. Jest ponadto bogata w polifenole i terpeny o działaniu przeciwbakteryjnym i przeciwzapalnym. Działanie smoczej krwi dostrzegą posiadaczki cery dojrzałej, żywica bowiem stymuluje skórę do produkcji kolagenu i elastyny, ujędrnia cerę i zwiększa produkcję fibroblastów.
Poleca się ją do stosowania na trądzik (także trądzik różowaty), blizny potrądzikowe, rozstępy, przebarwienia, a nawet grzybicę. Smocza krew jest bezpieczna dla skóry atopowej, doskonale koi i łagodzi podrażnienia. Można dodawać ją do masek, serum, kremów regenerujących, balsamów na rozstępy. Docenimy ją zwłaszcza po lecie, kiedy nasza skóra będzie nieco wysuszona i podrażniona słońcem. Smocza krew wyrówna wówczas koloryt cery, uelastyczni ją i rozjaśni.